Przez 10 lat tworzenia serwisów internetowych poznałem i używałem wielu płatnych i darmowych CMS-ów, w tym zarówno open-source, jak i zamkniętych. Z okazji piątej rocznicy stworzenia mojego własnego CMS-u tłumaczę, dlaczego tyle lat inwestuję w jego rozwój i dlaczego płatny CMS jest zazwyczaj w praktyce tańszy od darmowego
Pewne dobrze mi znane duże duńskie wydawnictwo prasowe postanowiło zaoszczędzić na płatnym CMS-ie i zdecydowało się postawić na Drupala. Okazało się, że musieli przez dwa lata zatrudniać siedmiu programistów, zanim ten skądinąd dobry system zaczął wypełniać ich potrzeby. Teraz muszą ich zatrudniać dalej, bo po tym dostosowywaniu nikt już poza nimi nie potrafi go obsługiwać. Coroczne koszty przewyższają dwukrotnie jednorazowy koszt licencji.
Własny CMS stworzyłem nie po to, żeby zarabiać na sprzedaży licencji, ale żeby taniej tworzyć strony internetowe. Praktycznie daję go klientom za darmo. Dlaczego to się opłaca? Powodów jest wiele i omówię je za chwilę, ale najważniejszym jest czas.
W 2010 roku, kiedy koszty serwerów, baz danych i innych podstawowych elementów infrastruktury są znikome, praktycznie cały budżet przeznaczony na stworzenie serwisu internetowego jest zjadany przez czas pracy programistów, grafików, sprzedawców, asystentów robiących prezentacje a także spotkania z zarządem połączone z prezentowaniem natchnionych slajdów ze skaczącymi ludźmi.
Godzina pracy pracownika agencji interaktywnej to ok. 100 złotych. Jeżeli projekt trwa 3 miesiące i pracują nad nim 4 osoby, to okazuje się, że nagle wyparowało 200 tys. złotych.
To wszystko przy założeniu, że używamy darmowego CMS-u.
Teraz załóżmy, że mamy CMS, który skróci czas pracy o połowę. Wart jest jak widać 100 tysięcy. Na rynku są płatne CMS-y i za 10 tys., i za milion. W zależności od wielkości projektu nawet te ostatnie mogą być opłacalne.
Rozwijany przeze mnie CMS jest na tyle wygodny do instalacji i konfiguracji, że skraca czas pracy nad projektem dużo bardziej, niż o połowę. Dlatego opłaca mi się go dawać klientom prawie za darmo, jako metodę dzielenia się z nimi zaoszczędzonym czasem.
Program płatny — trzeba kupić licencję na jego używanie
Program darmowy — nie trzeba kupować płatnej licencji, ale darmowa licencja może zawierać wiele kruczków, np. że nie dotyczy firm związanych z branżą zbrojeniową albo krajów objętych technologicznym embargiem rządu USA
Program publiczny — prawa autorskie są własnością ludzkości nieograniczoną żadnymi warunkami (jak np. dzieła Homera)
Program Open-Source — kod źródłowy programu jest swobodnie dostępny do wglądu i poprawiania
W tej chwili Plio CMS sprzedawany jest jako „Płatny Open-Source”. Klient ma prawo sobie w nim grzebać do woli, jeżeli wykorzystuje go w ramach określonych w umowie licencyjnej.
Przykładem systemu darmowego, który nie jest Open-Source, jest phpBB, który napisany jest w taki sposób, że poza jego twórcami nikt kodu nie jest w stanie zrozumieć, choć teoretycznie jest w pełni dostępny.
Do tego dochodzi aspekt księgowy bardzo ważny dla dużych firm: koszty licencji nie wchodzą do EBITDA, a koszty pracy programistów jak najbardziej.
Poza rachunkiem kosztów z systemami darmowymi jest też parę problemów. Np. to, że zazwyczaj tak na prawdę nikt za nie nie odpowiada:
Darmowe CMS-y tworzone są przez młodych pasjonatów technologii, którzy często gardzą „nieukami z marketingu, którzy nie potrafią sobie ręcznie skompilować jądra systemu” i dlatego:
Moje uwagi do darmowych systemów zostały napisane pod kątem CMS-ów.
Łatwo wskazać wiele innych obszarów, gdzie systemy otwarte odniosły wielki sukces i stały się techniczną podstawą Internetu. Dość wymienić: Linux, Apache, MySQL czy PHP
Praktycznie nigdy systemy darmowe nie mają systemu szkoleń dla pracowników klientów. Nie chodzi tu o szkolenia techniczne. Programiści sobie poradzą. „Power-userzy” mający dziesięć blogów w różnych systemach też. Chodzi o szkolenia dla redaktorów, specjalistów do spraw promocji i innych „normalnych ludzi”, którzy będą system na bieżąco obsługiwać.
Bez takich szkoleń system pozostanie martwy i frustrujący.
Wymieniłem kilka bardzo ważnych problemów z darmowymi CMS-ami, ale bezpośrednim kopniakiem, który skłonił mnie do zakasania rękawów i wzięcia się za własny CMS był bolesny atak na serwis, którym zarządzałem.
Serwis stał się celem ataku wyłącznie dlatego, że był oparty na ogólnie znanym, darmowym CMS-ie. Ktoś na jakimś forum opublikował wynalezioną przez siebie metodę włamania, ktoś inny (np. znudzony nastolatek) wygooglał wszystkie serwisy oparte na tym CMS-ie i po kolei się na nie włamywał.
Żeby na przyszłość uniknąć takich sytuacji musiałem zmienić cały system logowania i administrowania uprawnieniami użytkowników, przez co z kolei serwis stał się niezgodny z wersją publicznie dostępną i nie mogłem już korzystać z jego aktualizacji i rozszerzeń.
Nie ma 100% bezpiecznych systemów informatycznych, ale publiczne CMS-y stoją na rynku i krzyczą ,,no kto mnie złamie”.
Choć pokazuję tu wiele przewag płatnych CMS-ów, ich darmowi krewni mają też bardzo istotne miejsce w projektach internetowych. Ich wielką zaletą jest to, że nie traci się czasu na korporacyjny proces podpisywania umowy z dostarczycielem rozwiązania płatnego. Jeżeli mamy pod ręką programistę, to wystarczy ściągnąć pakiet z Internetu, skopiować na nasz serwer i gotowe.
Otrzymany serwis będzie raczej prowizorką, niż gotowym rozwiązaniem. Jak zaczniemy go cyzelować, to na pracę ludzi wydamy pewno więcej, niż na ewentualną licencję płatnego systemu, ale czasem lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu.
Królem takich rozwiązań jest Wordpress, dzięki któremu udało mi się błyskawicznie uruchomić blogi komentatorów „Rzeczpospolitej”.